„Grawitacja”- nie…po prostu nie!

-Sandra dajesz! Z Teleskopu Hubble`a do ISS mamy raptem 900 metrów!.. przynajmniej w tym filmie inaczej byłoby kiepsko.

-Sandra dajesz! Z Teleskopu Hubble`a do ISS mamy raptem 900 metrów!.. przynajmniej w tym filmie inaczej byłoby kiepsko.

Idąc na film „Grawitacja” i mając go w zamiarze zrecenzować myślałem, że staję przed niełatwym zadaniem. Będąc całkowicie oddanym tematowi astronautyki świadomy jestem tego, że moje oczekiwania są bardzo wygórowane i łatwo byłoby „polecieć” w ocenie nie w tą stronę kreując siebie na znawcę wytykającego wszystkie możliwe błędy w scenariuszu.

Na bezrybiu i rak ryba

„Ta śrubka jest nie w tym miejscu co powinna, a ujęcie pod tym kątem byłoby nie do zrealizowania”- tak można by zupełnie zabłądzić w temacie myśląc, że chce się zrobić dobrze. Z drugiej strony jak często pojawia się film, na który amator astronautyki załogowej czeka bardzo długo z rosnącą do granic niemożliwości niecierpliwością? Może sprawa jest jednak prostsza niż myślałem. Filmy dotyczące omawianego zagadnienia powstają tak rzadko, że zasadniczo nie można być wybrednym i wiele powinno dać się znieść. Wyobraźcie sobie spragnionego wędrowca na pustyni który po iluś dniach przemierzając jałową przestrzeń nagle natrafia na oazę ze świeżą wodą. A teraz pomyślcie sobie jak bardzo z tą oazą musiałoby być coś nie tak, żeby taki spragniony gość ją ominął i poszedł dalej. Tym razem coś takiego się jednak przytrafiło. Pośród setek pozycji filmowych, które ukazały się w ciągu ładnych paru lat mieliśmy dostać coś skierowanego konkretnie w temat astronautyki. Jak bardzo coś musiałoby być z takim filmem nie tak, żeby nie mając prawa wybrzydzać  odradzać jego obejrzenie?

Pozytywne myślenie daje pozytywne rezultaty- nie tym razem!

Jeszcze w czasie seansu próbowałem zachować pozytywne myślenie bo nie jestem osobą lubiącą narzekać. Miałem kilka dyrektyw, których przestrzegania postanowiłem pilnować jeszcze przed obejrzeniem filmu. Podstawa to fakt, że jest to dramat a nie dokument. Miał przedstawiać trudne sytuację dziejące się w przestrzeni kosmicznej i będące udziałem człowieka. Wspomniana śrubka wkręcona nie tam gdzie trzeba nie powinna mieć żadnego wpływu na ocenę filmu. Niestety gdy okazało się, że film nie ma fabuły, gry aktorskiej, drugiego ani trzeciego dna siłą rzeczy zacząłem skupiać się na tym co pozostało. Obrazie 3D i zdjęciach mając nadzieję, że one chociaż będą w miarę interesujące… nie były. 3D faktycznie było wykorzystane jak trzeba, tego nie można odmówić. Gdyby pociąć całość filmu i wyjąć krótkie sceny w których trójwymiar powalał na kolana byłoby tego całkiem sporo kilkunastosekundowych klipów. Były sceny, które były piękne ale poszedłem na film. Byłbym w stanie zapłacić te same pieniądze na ich obejrzenie pod warunkiem, że nikt nie próbowałby mi wmówić, że oglądam pełnowartościowy dramat (wymagana fabuła) dziejący się współcześnie na orbicie (obecnie wszystkie użyte w filmie satelity nie znajdują się 900 metrów od siebie dla wygody…może kiedyś)

Koniec końców próbując ratować moją lecącą w dół w szaleńczym tempie opinie o filmie niczym meteoryt czelabiński, który zdecydowany był bezapelacyjnie roztrzaskać się o naszą planetę postanowiłem sobie odpuścić krytykę produkcji w jednym jedynym wypadku.  Jeżeli w momencie jej końca będę mógł powiedzieć, że nie mający pojęcia widz, który zdecydował się przyjść na seans przynajmniej będzie wiedział jak wygląda dzisiejsza obecność i działalność człowieka na orbicie… nic takiego jednak nie miało miejsca.

Film nie dość, że nie wniósł żadnej informacji na powyższy temat to zalał niemającego punktu odniesienia widza morzem dezinformacji. Lepiej byłoby dla wszystkich gdyby poruszając temat przy spotkaniu ze znajomymi, ktoś taki powiedział „nie wiem” niż- „na bazie tego co zobaczyłem na filmie Grawitacja myślę, że…”.

Było wiele filmów, w których tło wydarzeń było tylko sceną dla właściwego tematu a jednak dawały sobie radę. „Tytanic” Camerona, w którym sam statek jako maszyna nie był głównym  bohaterem fabuły został potraktowany przez reżysera poważnie. W grawitacji mamy Międzynarodową Stację Kosmiczną, która została potraktowana wyłącznie jako rekwizyt, który efektownie będzie wybuchał i rozpadał się na części (to nie spojler, tyle można zobaczyć i w zwiastunach). Sama ISS musiała dla twórców pomimo bycia najbardziej skomplikowaną strukturą zbudowaną przez człowieka na orbicie być niewystarczająco interesująca. Ktoś postanowił „sklonować” moduł FGB Zarja i powciskać pod wolne porty od strony nadiru. Więcej paneli słonecznych i modułów do wybuchania- więcej zabawy! Jeżeli coś miało być ciekawego w środku stacji do pokazania widzom to była to odrestaurowana Sandra przeciągająca się i wyginająca w podkoszulku po niewygodnych godzinach spędzonych w nieatrakcyjnym skafandrze kosmicznym.

-Od razu lepiej...te skafandry są takie niewygodnie!

-Od razu lepiej… te skafandry są takie niewygodnie!

Tyle ogólników teraz konkrety ( spojlery!)

Prawa fizyki, którym akcja musiała z braku wyboru się podporządkować zostały wysłane na urlop. Nikt nie lubi marudów a te musiałyby zrzędzić w czasie produkcji przez większość czasu „panowie tak nie można! trochę litości!”. Teleskop Hubble`a  znajduje się 900 metrów od stacji, gdzie serwisują go jak się okazuje cały czas latające wesoło na orbitę promy STS (są one na tyle zakorzenione w  świadomości zbiorowej, że część moich znajomych jest zdziwiona, że już przeszły na emeryturę- tym większy minus dla filmu, który podtrzymuje ten stan rzeczy). Przy samym teleskopie i wahadłowcu astronauci skaczą jak po małpim gaju (wystarczy spojrzeć na 5 min filmu z prawdziwego spaceru kosmicznego, żeby zobaczyć jakie absolutne skupienie utrzymuje się podczas takich operacji). Od teleskopu do stacji można w razie potrzeby przedostać się w samym skafandrze… podobnie od stacji ISS do chińskiej, która znajduje się kilka kilometrów dalej.

Do wszystkich stacji jakie umieszczono na potrzeby akcji mamy podoczepiane dodatkowe statki ewakuacyjne, które są zadokowane nawet gdy załoga się ewakuowała. Zupełnie jak koło zapasowe w aucie. Dobrze jedno dodatkowe mieć w bagażniku,  a nuż ktoś przyleci w skafandrze z teleskopu Hubble`a i będzie chciał się taką rezerwą zabrać do domu… po prostu czysty absurd. Inklinacje, mechanika orbit, fizyka… wszystko w tym filmie leży. Najgorsze jest jednak to, że nie ma fabuły a ja wydałem 56 zł zabierając, żonę żeby pokazać jej jak wygląda pierwszy film dziejący się współcześnie na orbicie. Ona też wiedziała, że ludzie nie umieścili Hubble`a 900 metrów od stacji.

Widz, który wydał niemałe pieniądze dla obejrzenia filmu w wersji 3D nie jest jednak jedyną ofiarą tej produkcji. Genialna ścieżka dźwiękowa której autorem jest Steven Price zdecydowanie powinna być tłem czegoś co przeszłoby do historii tematu. Soudtrack filmu zdecydowanie wbija w fotel…zwłaszcza gdy odsłuchamy go z daleka od samej produkcji- jest genialny.

Wybuchy, wybuchy i jeszcze raz wybuchy- chyba głównie o to chodziło.

Wybuchy, wybuchy i jeszcze raz wybuchy- chyba głównie o to chodziło.

Od siebie zaproszę jeszcze do zapoznania się z prezentacją w której przedstawiono „10 faktów, które powinieneś znać zanim obejrzysz grawitację”